Zaryzykuję stwierdzenie, że coś takiego jak równowaga praca-dom nie istnieje. Wiedzą to wszyscy, którzy osiągnęli sukces. Są okresy w życiu, które wymagają potu, krwi i łez, bo inaczej stoimy w miejscu, a potem zazdrościmy tym, którzy nas wyprzedzili.
Tacy sportowcy na przykład. Nie znam osobiście Sereny Williams, aby ją o to zapytać, ale myślę, że nie zadaje sobie pytania czy to co robi po 17-tej podpada pod kategorię pracy czy już życia prywatnego. Albo Olga Tokarczuk. Pisze rano, w nocy. czy wywiesza na drzwiach oficjalne godziny urzędowania? Albo pewna pani profesor ginekolog, która choć ma już „skórę furę i komórę” albo i z dziesięć skór i fur, to przyjmuje pacjentki o 22-giej. Przecież nie po to, aby zarobić na jedenastą.
Czy zatem osiągnięcie genialności nie oznacza wyrzeczeń? Tego, aby opowiedzieć się za czymś na 100 a może i 200 procent? Czy oczekiwanie, że będziemy jednocześnie super matką i super żoną, Gesslerową w kuchni i Mari Kondo w salonie, a do tego drugim Jackiem Welch’em w spódnicy, który wyprowadzi firmę na szerokie wody sukcesu – nie jest trochę na wyrost? Dla ilu z nas to „life”, o które tak walczymy, oznacza tak naprawdę drugi etat w roli pomocy domowej?
Działamy jak – nie przymierzając – robot wielofunkcyjny. Jesteśmy zaprogramowani do mierzenia się z różnymi wyzwaniami – pracą, sprzątaniem, naburmuszonym dzieckiem, budową domu, nauką angielskiego, wyborem miejsca na spędzenie wakacji, parkowaniem i tysiącem decyzji, które spotykamy na swojej drodze każdego dnia. I gdyby ktoś miał taki pomysł, by zastąpić nasz interfejs białkowy sztuczną inteligencją, musiałby zainstalować kilka botów. Bo nie da się optymalizować wszystkich wskaźników. Serene Williams, Olga Tokarczuk i pani profesor osiągnęły mistrzostwo w jednym. Czy uskarżają się na brak work-life balance? Chyba nie, nic o tym nie słyszałam.
Jestem typowym przedstawicielem pokolenia X wychowanym na wartości ciężkiej pracy jako drogi do sukcesu. A to prawie zawsze oznacza problemy z utrzymaniem work-life balance. Eksperci HR-u zaczęli orientować się, że koncepcja work-life balance jest utopią i przerobili ją na work-life integration czyli swobodne przeplatanie się pracy i życia. Ale są wśród nas ludzie, dla których praca JEST życiem i nie uznają tego za zaburzenie work-life balance.
Wiem, że jest to głos pod prąd main stream-owi, który zachęca do folgowania sobie pod pretekstem dbania o siebie. Spotykam coraz więcej takich osób – pracowników, kandydatów do pracy. Nie zależy im czy może nie zadali sobie pytania na czym im zależy? Początkowo cierpiałam, bardzo cierpiałam. Chciałam przebranżowić się i zmienić zawód. Nie zrobiłam tego, ale ewangelizuję:
Zanim wpadniesz w pułapkę próby pogodzenia roli Supermena i Pracownika Roku zadaj sobie to jedno najważniejsze pytanie: kim jestem, kim chcę się stać i co jest dla mnie ważne? Bo jeśli chcę być drugą Skłodowską-Curie, to nie ma sensu biczować się za niewyprasowaną stertę prania i przegapione zebranie w szkole dziecka. Aparat fotograficzny wbudowany w telefon nigdy nie będzie tak dobry jak lustrzanka (albo o czymś nie wiem). Wielofunkcyjność nie działa, doskonałość wymaga ofiar. Niektórzy nazywają to pracoholizmem.