Przyczyny wypalenia zawodowego upatrywane są w 6 głównych obszarach:
– nadmierne obciążenie pracą
– brak możliwości stanowienia co i jak się robi
– brak uznania i adekwatnego nagradzania
– słaba jakość relacji w pracy
– poczucie bycia traktowanym w nieuczciwy sposób
– rozbieżność w systemie wartości pracownika i firmy
Mamy więc trzy perspektywy. Pierwsza jest bardzo indywidualna – dotyczy pracownika, jego oczekiwań i ambicji, schematów myślowych, nastawienia. Druga dotyka relacji w miejscu pracy, a trzecia kultury organizacyjnej firmy, w której pracujemy. W pierwszym obszarze bardzo wierzę w psychoedukację. Dużo łatwiej jest bowiem powiedzieć „mam grypę” niż iść do lekarza z podejrzeniem wypalenia zawodowego.
Bardzo często same sobie narzucamy wysokie tempo pracy, same — świadomie czy nie — rezygnujemy z innych aktywności życiowych, poświęcając się pracy, która daje nam satysfakcję, flow i adrenalinę. Wiem, że tak jest, bo sama przez to przechodziłam. Po czasie łapiemy się jednak na tym, że ta inwestycja nie daje oczekiwanej nagrody w postaci wyrzutu dopaminy, a często – wbrew oczekiwaniom – generuje zmęczenie i bezsenność.
Paliwo do pracy czerpiemy także z relacji społecznych. Wiele osób pracując z domu narzeka, że deficyt kontaktów kontaktów społecznych wpływa na pogorszenie ich samopoczucia. Jest udowodnione naukowo, że relacje społeczne pełnią rolę strażnika kondycji psychicznej.
Jeśli chodzi o kulturę organizacji, to jest ona kształtowana przez kluczowe osoby w firmie. Powinna sprzyjać dobrej komunikacji, zachęcać do wyrażania opinii i umożliwiać poproszenie o pomoc w sytuacji kryzysu. A także promować pracę z szacunkiem dla drugiego człowieka, jego czasu pracy, możliwości psychofizycznych. Bo niektórzy menedżerowie lubią myśleć, że dobra podwyżka zrekompensuje pracownikowi nieludzkie tempo pracy i problem sam zniknie. Otóż nie zniknie.
Oczywiście, jednym z elementów zadowolenia z pracy jest też gratyfikacja. Każdy lider zdaje sobie z tego sprawę, ale nie możemy budować na niej całej polityki kadrowej. Tutaj mówimy o kwestiach zdrowia psychicznego, kondycji organizmu, pewnego poczucia uczciwości, wspólnego systemu wartości, więc sprowadzanie tego tylko do strefy materialnej jest spłyceniem tematu.
Nie jesteśmy w stanie wyeliminować wszystkich czynników stresu, ale mamy szansę zmienić sposób reakcji na trudności poprzez zwiększanie naszych kompetencji psychologicznych.
Ważna jest umiejętność analizy reakcji organizmu i odróżniania, gdzie pojawia się reakcja automatyczna, a gdzie taka, na którą potencjalnie mam wpływ. Trzeba mieć świadomość swoich potrzeb i ambicji, sprawdzać co jest, a co nie jest możliwe w firmie, w której pracuję.
Pandemia nie stworzyła wypalenia zawodowego i po pandemii ono nie zniknie. Pandemia pokazała tylko to, na co wielu psychologów próbowało już wcześniej zwrócić uwagę – jak bardzo jesteśmy zestresowani, zmęczeni i jak słabo kontrolujemy równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Zjawisko wypalenia zawodowego wyszło z cienia i stało się tylko bardziej widoczne.
Mój szef lubi mówić „dobrze się stało, że źle się stało”. Problem wypalenia zawodowego narasta, ale staje się też tematem publicznej dyskusji, a to pozwala na podnoszenie świadomości problemu wśród pracowników, sprzyja wymianie doświadczeń i podejmowaniu coraz efektywniejszych działań.